wtorek, 12 listopada 2013

Rozdział IV. Jerome...

Następnego dnia Elwirę obudził nagły krzyk, po czym ktoś wskoczył na jej łóżko przygniatając ją i odbierając dech.
-Wstawaj śpiochu! Chodź, mama zrobiła nam śniadanie!- napastnikiem okazała się Sophie
-Wiesz co? Masz wielkie szczęście, że nie musisz iść dzisiaj do szkoły. Ja muszę, a wcale mi się nie chce. Szkoła jest głupia- powiedziała dziewczynka robiąc wojowniczą minkę
-Ja lubię szkołę Sophie. Tam zawsze jest fajnie i masz koleżanki- powiedziała zaspana Elwira
-Lubisz szkołę?!- zapytała dziewczynka, a na jej twarzy pojawił się wyraz zdziwienia i przerażenia zarazem.
-Ale trzeba się uczyć i wstawać rano i odrabiać lekcje i słuchać nauczycieli. Szkoła nie jest fajna.- powiedziała dziewczynka dobitnie robiąc przy tym wojowniczą minę.
-Chodź na śniadanie- dodała
-Sophie, mówiłam ci, żebyś nie budziła Elwiry.- w drzwiach pokoju pojawiła się Charlotte.
-Wyjdź stąd, niech twoja siostra jeszcze pośpi- powiedziała, na co mała posłusznie zeszła z łóżka i wybiegła z pokoju. Charlotte zaciągnęła zasłony w oknach.
-Spróbuj jeszcze usnąć. Słyszałam, że pół nocy nie spałaś. Twój ojciec już wyszedł do pracy, ja też zaraz się zbieram. Będę dzisiaj koło drugiej. Śniadanie masz w lodówce. – powiedziała i wyszła. Chwilę później rozległ się dźwięk odpalanego samochodu. Charlotte miała rację, Elwira nie spała przez większą cześć nocy, a gdy usnęła na dworze zaczynało już świtać.

Dziewczyna obudziła się o pierwszej. Zeszła do kuchni i nalała sobie soku, po czym wróciła do pokoju. Zabrała się za rozpakowywanie pudeł ze swoimi rzeczami. Z jednego z nich wyjęła płytę ulubionego zespołu i włożyła ją do odtwarzacza ukrytego w jednej z szafek. Szybko rozpakowała swoje rzeczy, starannie poukładała płyty z muzyką i filmami, a następnie zabrała się za książki. Kiedy się z nimi uporała usłyszała pierwsze dźwięki swojej ulubionej piosenki... Piosenki, która w tym momencie wywołała wspomnienia zmarłej matki, jej uśmiechu... Przypomniała sobie ostatni wspólny weekend. To było prawie dwa tygodnie temu. Tak świetnie się wtedy bawiły... Matka była dla niej nie tylko osobą, która ją urodziła i wychowała, była dla niej przyjaciółką, powierniczką najskrytszych sekretów, kimś na kogo zawsze mogła liczyć, kto zawsze ją wspierał... Niezależnie od tego jak szalone były plany dziewczyny...
A teraz jej nie było... Ta najukochańsza osoba odeszła.... Z oczu dziewczyny znowu popłynęły łzy. Tak bardzo chciała zobaczyć matkę, porozmawiać z nią... Było jeszcze tyle tematów, których nie poruszyły. Dlaczego Bóg musiał zabrać właśnie ją?! Nie zasłużyła na to, była taka młoda, taka dobra...

Charlotte, po dniu ciężkiej pracy wróciła do domu. Gdy weszła do kuchni od razu zwróciła uwagę, że Elwira nic nie jadła. Cicho wspięła się na piętro i skierowała do jej pokoju. Drzwi były otwarte, kobieta usłyszała cichy płacz. Było jej żal pasierbicy, bardzo chciała jej jakoś pomóc, ale zdawała sobie sprawę, że w tym momencie dziewczyna potrzebowała samotności. Kobieta obiecała sobie, że postara się jakoś ukoić ból przyrodniej córki... Po cichu odeszła od drzwi.

Elwira powoli wstała z podłogi, zmieniła płytę na utwory Debussy'ego, wzięła ulubionego misia i położyła się na łóżku. Wpatrzona w niebo słuchała spokojnych fortepianowych utworów i powoli się uspokajała. Nagle usłyszała jakiś hałas na schodach. Uświadomiła sobie, że ma otwarte drzwi, ale nie chciało jej się wstać, żeby je zamknąć.
Nie odwróciła nawet głowy zupełnie nie zainteresowana osobami przechodzącymi właśnie obok jej pokoju.
-Nicolas, kto to?-usłyszała męski głos, który wcale nie starał się być dyskretnym
-To moja... siostra- odpowiedział chłopak i w tym samym momencie zatrzasnął drzwi swojego pokoju. Elwira powoli wstała, wyjęła z szafy kosmetyczkę i ruszyła do łazienki. Wykonała delikatny makijaż i zaczęła nieśpiesznie rozczesywać swoje długie włosy. W tym właśnie momencie drzwi po przeciwnej stronie łazienki otworzyły się i wszedł przez nie wysoki chłopak. Miał krótkie czarne włosy i piwne oczy, jego wspaniale rozbudowane mięśnie z pewnością zapierały dech w piersiach wielu dziewczyn. Miał na sobie długie, czarne dżinsy, czarną podkoszulkę i koszulę w czerwoną kratkę z krótkim rękawem. Na szyi zawiesił dwa łańcuszki, a nadgarstek ozdabiała gruba skórzana pieszczocha z ćwiekami. Czy ten młody bóg o posągowej niemalże urodzie zdawał sobie sprawę z tego jak bardzo był przystojny? Początkowo nie zauważył Elwiry, zamkną za sobą drzwi. Dopiero wtedy spojrzał na dziewczynę.
-Oh, przepraszam- powiedział i uśmiechną się. Pod wpływem tego uśmiechu wiele dziewcząt zapomniało by o istnieniu języka w gębie.
-Nic się nie stało- powiedziała Elwira i powróciła do poprzedniego zajęcia. Chłopak oparł się o ścianę i przyglądał jej z uśmiechem.
-Jestem Jerome- przedstawił się
-Elwira
-Szkoda, że mówiąc o tobie Nicolas pominą fakt, że jesteś bardzo ładna...- Elwira odłożyła szczotkę na miejsce, uśmiechnęła się nieśmiało i powoli wyszła z łazienki. Zamykając za sobą drzwi jeszcze raz zerknęła na Jerome'a. Gdy znikną jej z oczu przez chwilę stała w miejscu, nie była w stanie się ruszyć... Wzięła jednak głęboki oddech i zabrała się za rozpakowywanie ostatniego pudła, wypełnionego albumami ze zdjęciami. Elwira nie chciała ich oglądać, postawiła je na półce nawet na nie nie patrząc. Następnie wyjęła z pudła segregator, zawierał on kartki z nutami... po co je ze sobą wzięła? Przecież nie będzie już grała na pianinie... nie chciała... nie mogła... Jej matka zginęła dlatego, że śpieszyła się na koncert w trakcie którego Elwira miała wystąpić. W momencie gdy grała rozdzierana wściekłością z powodu nieobecności matki, w samochód jej rodzicielki wjechał rozpędzony pojazd... Ona grała, a jej matka umierała... Nie, już nigdy nie dotknie klawiszy pianina... Matka śpieszyła się, bo nie chciała jej zawieść. Gdyby nie to, że Elwira błagała ją, by przybyła na koncert matka została by w pracy i nie znalazła się na tym cholernym skrzyżowaniu... Dziewczyna rzuciła segregatorem przez cały pokój, wyleciał on przez otwarte drzwi na korytarz. Spali go... Tak, musi go spalić... Segregator upadł z donośnym hukiem u stóp Jerome'a, który podniósł go i zaczął przeglądać zawartość. Następnie bez słowa wszedł do pokoju i położył segregator na najwyższej półce
-Grasz na pianinie?-zapytał opierając się o szafę
-Grałam- poprawiła go Elwira
-Więc dlaczego przestałaś?- dziewczyna nie odpowiedziała na pytanie, odwróciła jedynie wzrok, na szczęście w drzwiach pokoju pojawił się Nicolas
-Jerome, nie bajeruj Elwiry, chodź już, bo się spóźnimy.- przed wyjściem z pokoju jeszcze raz spojrzał na dziewczynę. Widział czający się w jej oczach smutek. Czy tylko mu się wydawało, czy przez pytanie które zadał stał on się jeszcze wyraźniejszy?
-Do zobaczenia Elwiro- powiedział i wyszedł z pokoju. To spojrzenie... Hipnotyzujące, sprawiało, że myśli dziewczyny plątały się w bezładzie... „Uspokój się”, nakazała sobie w duchu. „Ktoś taki jak on cię nie interesuje”.
ZAKAZ KOPIOWANIA TREŚCIgrzmot.ogg http://www.youtube.com/watch?v=DXHB_wgXsw4;v=j85iLHc7bC8&autoplej=0&kolorek=123456&typek=1

2 komentarze:

  1. Ojej, nareszcie :)
    Mam wrażenie, że rozdziały w wersji na vampire... były dłuższe... Ale cóż, ważne, że jest i jest cudowne :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, hihi ^^
      Rozdzial cudowny*-*
      Cieszymy sie, ze wróciłaś :>
      Fajnie przeżywać to od nowa...
      Mam nadzieje,ze niedlugo bd nowy rozdzial ;p
      Weny życzę 8))

      Usuń