Następnego dnia
Elwirę obudził nagły krzyk, po czym ktoś wskoczył na jej łóżko
przygniatając ją i odbierając dech.
-Wstawaj śpiochu!
Chodź, mama zrobiła nam śniadanie!- napastnikiem okazała się
Sophie
-Wiesz co? Masz
wielkie szczęście, że nie musisz iść dzisiaj do szkoły. Ja
muszę, a wcale mi się nie chce. Szkoła jest głupia- powiedziała
dziewczynka robiąc wojowniczą minkę
-Ja lubię szkołę
Sophie. Tam zawsze jest fajnie i masz koleżanki- powiedziała
zaspana Elwira
-Lubisz szkołę?!-
zapytała dziewczynka, a na jej twarzy pojawił się wyraz zdziwienia
i przerażenia zarazem.
-Ale trzeba się
uczyć i wstawać rano i odrabiać lekcje i słuchać nauczycieli.
Szkoła nie jest fajna.- powiedziała dziewczynka dobitnie robiąc
przy tym wojowniczą minę.
-Chodź na
śniadanie- dodała
-Sophie, mówiłam
ci, żebyś nie budziła Elwiry.- w drzwiach pokoju pojawiła się
Charlotte.
-Wyjdź stąd, niech
twoja siostra jeszcze pośpi- powiedziała, na co mała posłusznie
zeszła z łóżka i wybiegła z pokoju. Charlotte zaciągnęła
zasłony w oknach.
-Spróbuj jeszcze
usnąć. Słyszałam, że pół nocy nie spałaś. Twój ojciec już
wyszedł do pracy, ja też zaraz się zbieram. Będę dzisiaj koło
drugiej. Śniadanie masz w lodówce. – powiedziała i wyszła.
Chwilę później rozległ się dźwięk odpalanego samochodu.
Charlotte miała rację, Elwira nie spała przez większą cześć
nocy, a gdy usnęła na dworze zaczynało już świtać.
Dziewczyna obudziła
się o pierwszej. Zeszła do kuchni i nalała sobie soku, po czym
wróciła do pokoju. Zabrała się za rozpakowywanie pudeł ze swoimi
rzeczami. Z jednego z nich wyjęła płytę ulubionego zespołu i
włożyła ją do odtwarzacza ukrytego w jednej z szafek. Szybko
rozpakowała swoje rzeczy, starannie poukładała płyty z muzyką i
filmami, a następnie zabrała się za książki. Kiedy się z nimi
uporała usłyszała pierwsze dźwięki swojej ulubionej piosenki...
Piosenki, która w tym momencie wywołała wspomnienia zmarłej
matki, jej uśmiechu... Przypomniała sobie ostatni wspólny
weekend. To było prawie dwa tygodnie temu. Tak świetnie się wtedy
bawiły... Matka była dla niej nie tylko osobą, która ją urodziła
i wychowała, była dla niej przyjaciółką, powierniczką
najskrytszych sekretów, kimś na kogo zawsze mogła liczyć, kto
zawsze ją wspierał... Niezależnie od tego jak szalone były plany
dziewczyny...
A teraz jej nie
było... Ta najukochańsza osoba odeszła.... Z oczu dziewczyny znowu
popłynęły łzy. Tak bardzo chciała zobaczyć matkę, porozmawiać
z nią... Było jeszcze tyle tematów, których nie poruszyły.
Dlaczego Bóg musiał zabrać właśnie ją?! Nie zasłużyła na to,
była taka młoda, taka dobra...
Charlotte, po dniu
ciężkiej pracy wróciła do domu. Gdy weszła do kuchni od razu
zwróciła uwagę, że Elwira nic nie jadła. Cicho wspięła się na
piętro i skierowała do jej pokoju. Drzwi były otwarte, kobieta
usłyszała cichy płacz. Było jej żal pasierbicy, bardzo chciała
jej jakoś pomóc, ale zdawała sobie sprawę, że w tym momencie
dziewczyna potrzebowała samotności. Kobieta obiecała sobie, że
postara się jakoś ukoić ból przyrodniej córki... Po cichu
odeszła od drzwi.
Elwira powoli
wstała z podłogi, zmieniła płytę na utwory Debussy'ego, wzięła
ulubionego misia i położyła się na łóżku. Wpatrzona w niebo
słuchała spokojnych fortepianowych utworów i powoli się
uspokajała. Nagle usłyszała jakiś hałas na schodach. Uświadomiła
sobie, że ma otwarte drzwi, ale nie chciało jej się wstać, żeby
je zamknąć.
Nie odwróciła
nawet głowy zupełnie nie zainteresowana osobami przechodzącymi
właśnie obok jej pokoju.
-Nicolas, kto
to?-usłyszała męski głos, który wcale nie starał się być
dyskretnym
-To moja... siostra-
odpowiedział chłopak i w tym samym momencie zatrzasnął drzwi
swojego pokoju. Elwira powoli wstała, wyjęła z szafy kosmetyczkę
i ruszyła do łazienki. Wykonała delikatny makijaż i zaczęła
nieśpiesznie rozczesywać swoje długie włosy. W tym właśnie
momencie drzwi po przeciwnej stronie łazienki otworzyły się i
wszedł przez nie wysoki chłopak. Miał krótkie czarne włosy i
piwne oczy, jego wspaniale rozbudowane mięśnie z pewnością
zapierały dech w piersiach wielu dziewczyn. Miał na sobie długie,
czarne dżinsy, czarną podkoszulkę i koszulę w czerwoną kratkę z
krótkim rękawem. Na szyi zawiesił dwa łańcuszki, a nadgarstek
ozdabiała gruba skórzana pieszczocha z ćwiekami. Czy ten młody
bóg o posągowej niemalże urodzie zdawał sobie sprawę z tego jak
bardzo był przystojny? Początkowo nie zauważył Elwiry, zamkną za
sobą drzwi. Dopiero wtedy spojrzał na dziewczynę.
-Oh, przepraszam-
powiedział i uśmiechną się. Pod wpływem tego uśmiechu wiele
dziewcząt zapomniało by o istnieniu języka w gębie.
-Nic się nie stało-
powiedziała Elwira i powróciła do poprzedniego zajęcia. Chłopak
oparł się o ścianę i przyglądał jej z uśmiechem.
-Jestem Jerome-
przedstawił się
-Elwira
-Szkoda, że mówiąc
o tobie Nicolas pominą fakt, że jesteś bardzo ładna...- Elwira
odłożyła szczotkę na miejsce, uśmiechnęła się nieśmiało i
powoli wyszła z łazienki. Zamykając za sobą
drzwi jeszcze raz zerknęła na Jerome'a. Gdy znikną jej z oczu
przez chwilę stała w miejscu, nie była w stanie się ruszyć...
Wzięła jednak głęboki oddech i zabrała się za rozpakowywanie
ostatniego pudła, wypełnionego albumami ze zdjęciami. Elwira nie
chciała ich oglądać, postawiła je na półce nawet na nie nie
patrząc. Następnie wyjęła z pudła segregator, zawierał on
kartki z nutami... po co je ze sobą wzięła? Przecież nie będzie
już grała na pianinie... nie chciała... nie mogła... Jej matka
zginęła dlatego, że śpieszyła się na koncert w trakcie którego
Elwira miała wystąpić. W momencie gdy grała rozdzierana
wściekłością z powodu nieobecności matki, w samochód jej
rodzicielki wjechał rozpędzony pojazd... Ona grała, a jej matka
umierała... Nie, już nigdy nie dotknie klawiszy pianina... Matka
śpieszyła się, bo nie chciała jej zawieść. Gdyby nie to, że
Elwira błagała ją, by przybyła na koncert matka została by w
pracy i nie znalazła się na tym cholernym skrzyżowaniu...
Dziewczyna rzuciła segregatorem przez cały pokój, wyleciał on
przez otwarte drzwi na korytarz. Spali go... Tak, musi go spalić...
Segregator upadł z donośnym hukiem u stóp Jerome'a, który
podniósł go i zaczął przeglądać zawartość. Następnie bez
słowa wszedł do pokoju i położył segregator na najwyższej półce
-Grasz na
pianinie?-zapytał opierając się o szafę
-Grałam- poprawiła
go Elwira
-Więc dlaczego
przestałaś?- dziewczyna nie odpowiedziała na pytanie, odwróciła
jedynie wzrok, na szczęście w drzwiach pokoju pojawił się Nicolas
-Jerome, nie bajeruj
Elwiry, chodź już, bo się spóźnimy.- przed wyjściem z pokoju
jeszcze raz spojrzał na dziewczynę. Widział czający się w jej
oczach smutek. Czy tylko mu się wydawało, czy przez pytanie które
zadał stał on się jeszcze wyraźniejszy?
-Do zobaczenia
Elwiro- powiedział i wyszedł z pokoju. To spojrzenie...
Hipnotyzujące, sprawiało, że myśli dziewczyny plątały się w
bezładzie... „Uspokój się”, nakazała sobie w duchu. „Ktoś
taki jak on cię nie interesuje”.
ZAKAZ KOPIOWANIA TREŚCIgrzmot.ogg
http://www.youtube.com/watch?v=DXHB_wgXsw4;v=j85iLHc7bC8&autoplej=0&kolorek=123456&typek=1
Ojej, nareszcie :)
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że rozdziały w wersji na vampire... były dłuższe... Ale cóż, ważne, że jest i jest cudowne :)))
Dokładnie, hihi ^^
UsuńRozdzial cudowny*-*
Cieszymy sie, ze wróciłaś :>
Fajnie przeżywać to od nowa...
Mam nadzieje,ze niedlugo bd nowy rozdzial ;p
Weny życzę 8))