poniedziałek, 25 listopada 2013

Rozdział V. Szkoła

Gdy obudziła się w poniedziałek rano czuła lekkie zdenerwowanie spowodowane pierwszym dniem w nowej szkole. Nie chciało jej się iść... Wzięła szybki prysznic i delikatnie się umalowała. Włosy pozostawiła rozpuszczone. Założyła krótką spódniczkę i białą bluzkę z kołnierzykiem, do tego czarne bolerko i ulubione sandałki na szpileczce. Przyjrzała się sobie w lustrze... Tak, było dobrze, elegancko, ale nie do przesady, czyli tak jak lubiła najbardziej. Szybko wpakowała do torebki najpotrzebniejsze rzeczy i zeszła na dół, na śniadanie. W kuchni obecna była już cała rodzina. Jedzenie przygotowane przez Charlotte pachniało smakowicie, jednak Elwirze żołądek niebezpiecznie podjechał do gardła. Wypiła więc tylko sok i zjadła jabłko.
-Elwirko, kochanie, zjedz coś jeszcze- prosiła Charlotte
-Nie, dzięki, nie mogę nic przełknąć
-Stresujesz się pierwszym dniem w nowej szkole? Boli cię brzuch?-zapytała kobieta z troską w głosie.
„Zupełnie jak mama”. Przemknęło Elwirze przez myśl
-Trochę.- wspominając matkę dziewczyna poczuła się jeszcze gorzej.
-Elwira, jeśli mamy zdążyć na zajęcia, to lepiej się rusz- wtrącił się Nicolas, posiadając prawo jazdy miał przywilej dojeżdżania do szkoły własnym autem. Teraz niestety musiał wozić też swoją siostrę.
Elwira udała się za Nicolasem do garażu, gdzie czekało na nich śliczne, srebrne Volvo S40. Nieśmiało wsiadła do samochodu, nie lubiła przebywać w towarzystwie Nicolasa, z całej rodziny to jego lubiła najmniej. W ogóle ze sobą nie rozmawiali. Droga do szkoły również minęła im w milczeniu.
Nicolas chciał jakoś zacząć rozmowę z nią, ale nie wiedział jednak co powinien powiedzieć, co było dla niego dziwne, bo nigdy nie miał problemu z nawiązywaniem kontaktów.
Już po piętnastu minutach zatrzymali się na parkingu. Jedna z najlepszych szkół średnich w Paryżu. Ojciec zadbał o to, by jego dziecko nie uczyło się w jakiejś podrzędnej, niewiele wartej szkółce.
-Chodź, pokażę Ci gdzie znajduje się sekretariat.- widać było, że Nicolas wcale nie miał na to ochoty. Dziewczyna wiedziała, że zrobił to na polecenie matki.
-Nie ma potrzeby, poradzę sobie...
-Ta... A później matka urwie mi głowę. Rusz się, bo przez ciebie spóźnię się na zajęcia- powiedział i ruszył w stronę drzwi wejściowych
-Dupek-powiedziała Elwira po polsku, jednak nie miała innego wyjścia, ruszyła za nim.
W sekretariacie odebrała swój plan lekcji, usłyszała kilka wskazówek odnośnie zasad panujących w szkole, a następnie zaprowadzono ją na lekcje. Spoglądając na plan zobaczyła, że teraz czeka ją historia. Zawsze była dobra z tego przedmiotu. Nie miała problemu z zapamiętywaniem dat, nazwisk i faktów. Uważała, że przedmiot ten może ją wiele nauczyć o życiu. Co prawda teraz będzie uczyła się głównie o historii Francji, ale co w tym trudnego? Da sobie radę.
Nauczyciel wygłaszał właśnie nudny wykład na temat rewolucji francuskiej. Był typem pedagoga, który lubi się znęcać nad swoimi uczniami. Już po pięciu minutach od jej pojawienia się w klasie pytał ją o Deklarację Niepodległości. Był zaskoczony, że jako polka potrafi wyrecytować najważniejsze jej fragmenty z pamięci. Wstrząs jakiego doznał nauczyciel zapewnił jej spokój aż do końca lekcji. Następnie miała biologię, francuski i matematykę. Z trudem ubłagała dyrektora by pozwolił jej uczestniczyć w zajęciach ze starszym rocznikiem. Dopiero gdy w obecności matematyka udowodniła, że potrafi poradzić sobie z zadaniami starszej grupy, niechętnie wyrażono na to zgodę. Wyrażono również zgodę by z ostatnim rocznikiem uczęszczała na fizykę. Nauczyciel matematyki, odnosił się do niej bardzo przyjaźnie. Postawił ją wręcz za wzór, gdyż jako jedyna potrafiła rozwiązać skomplikowane równanie. Peszył ją, fakt, że gdzieś w głębi sali znajdował się jej przyrodni braciszek. Dyskretnie odwróciła głowę... i w tym momencie serce omal nie wyskoczyło jej z piersi. Był tam... siedział przy stoliku na końcu sali, a sąsiednie miejsce zajmował on... Jerome. Wpatrywał się w nią swoimi piwnymi oczami... magnetyczne spojrzenie... spojrzenie docierające w najgłębsze zakamarki... przeszywające duszę. I uśmiech pod którego wpływem topnieje serce. Elwira powoli odwróciła wzrok. Jerome... jak mogła zapomnieć że on również chodzi do tej szkoły? Jerome... ma takie piękne oczy... Pod wpływem tego spojrzenia jej serce zaczęło bić szybciej. Nie! Dość! Nie może o tym myśleć! Nie może się tak zachowywać!
W tym właśnie momencie zadzwonił dzwonek. Elwira zerwała się z miejsca i ruszyła w stronę drzwi. Byle dalej od tych oczu. Skierowała się w stronę sali od angielskiego. Gdy była w połowie korytarza ktoś chwycił ją za rękę. Dziewczyna odruchowo odwróciła się z zamiarem uderzenia napastnika, jednak za sobą dojrzała śliczne, piwne oczy.
-Witaj Elwiro- powiedział Jerome
-Cześć- „nie zrobisz z siebie idiotki... nie zapomnisz języka w buzi...” myślała
-Zauważyłem, że jesteś bardzo dobra z matematyki- „Co? On chce ze mną o matmie rozmawiać?!” Ale nie mogła tego powiedzieć głośno. Przecież się nim nie interesuje...
-Tak, to mój ulubiony przedmiot.- skoro nie jest zainteresowana nim, to dlaczego wysłała mu najpiękniejszy ze swoich uśmiechów? I to przy tak banalnym temacie jak matma... Żałosne...
-Widzisz, chciałem cię zapytać, czy raczej poprosić... bo mi jakoś nie idą te ostatnie tematy... w ogóle cały dział jest beznadziejny... Może mogłabyś spróbować mi to wytłumaczyć- zapatrzona w jego oczy nie od razu zrozumiała co powiedział. Chłopak wyraźnie prosił ją o pomoc. Setki myśli i wizji przemknęły przez głowę dziewczyny. Czy w ten sposób próbuje zacząć jakąś bliższą relację? Nie, na pewno nie, taki przystojny facet jak on, może mieć każdą dziewczynę. Więc niby dlaczego miałby chcieć ją? Ale z drugiej strony to ją prosił o pomoc. No właśnie, prosił o pomoc i nic więcej...
-Oczywiście, bardzo chętnie. Tylko kiedy? I gdzie?- i znowu najładniejszy z uśmiechów.
-To zależy od tego kiedy możesz. Dostosuję się.
-Może jutro około osiemnastej?
-Oczywiście. Dzięki. Przepraszam, ale muszę już lecieć, teraz mam trening. Do zobaczenia jutro.-powiedział. Stał chwilę, zupełnie jak gdyby się wahał, po czym nachylił się i dotkną swymi ustami jej policzka. W następnej chwili już go nie było. Oniemiała Elwira stała przez chwilę, dotykając ręką miejsca w którym jego słodkie usta dotknęły jej skóry. Dopiero dzwonek na lekcję zmusił ją do biegu na następne zajęcia.
ZAKAZ KOPIOWANIA TREŚCIgrzmot.ogg http://www.youtube.com/watch?v=gdN8nbYynAs;v=j85iLHc7bC8&autoplej=0&kolorek=123456&typek=1